08
11 17 środa
11
18 trening popołudniowy w ten dzień tygodnia. Chyba piątek.
Treningi mają w sobie coś specyficznego czego im nieświadomie przydaję wedle zegara biologicznego tygodnia.
Trening piątkowy ma ostatnio sporo luzu. Ale nie ma już wakacyjnej radości.
Wcześniej był okres żartowania,
cieszenia się beztroską, wzajemną życzliwością i czasem wolnym
nadchodzącego weekendu.
A nie tak dawno (licząc w latach) i ten
trening też w kulminacji , w ogniu walki, był atakiem na…....
Jakbym nie liczył się z silnikiem i piłował go na najwyższych
obrotach , długo….
W metaforyce bitewnej to moment
niepowstrzymanego ataku w amoku walki.
Przypominam sobie lata gdy
zbliżanie się do klubu przeżywałem jak bieg na rozhukaną
dyskotekę, żeby wpaść i dać jeszcze więcej czadu! To wtedy
wracając z treningu miałem muzę w samochodzie na full i ryczałem
, tańczyłem……. Znaczy się - śpiewałem .😂
Tym
razem już się rozkręcałem w tym , gdy rzuciłem okiem na EE.
Jej
twarz mówiła: dawaj!!!! dawaj!!!! ja i tak sprostam!!!!!. Bez
mrugnięcia okiem! Nie dam się!!! jestem silna!!!!. W obliczu
sztormu! Nic mnie nie zmoże!!!!!!!!!! Była w tym nuta ponurości.
Okrucieństwa? Zawziętości w zwarciu bokserskim. Złość?
Obrzydzenie? Klincz ?
Zareagowałem
błyskawicznie! - Nie dam się sprowokować! Nie dam się wpuścić w kanał Wikingów w łodzi, walczących pod Grenlandią z
wielkimi falami i wiatrem.
I
wymknąłem się w dyrygowanie z uśmiechem; lajtowe z humorem…...
a już, już….. było blisko! Szarży kozackiej!!!!!!
To
nietypowa moja reakcja. Dlaczego nie poszedłem w to?
Jakiś
czas temu po latach ratowania królewny z ciężkiej opresji
stuknąłem się w …. gorące serce i powtarzałem sobie : Nie
uratujesz jej jednym treningiem. To niemożliwe!
Odkrycie!
Przed laty błagałem bóstwa jogowe o wydobycie EE z beczkowatej
klaty, z postawy : jestem Hero!!! nic mnie nie zmoże! A tu się
okazuje,że tylko jej powtarzałem doświadczenia wzmacniające jej
naszpanowaną, niezłomną klatę. Podtrzymywałem tę postawę.