27 08 2012 05
56
Siedzę w forpiku s/y Haddocka, Forluk był przez cała noc uchylony,
więc chłodne powietrze oziębia mi szyję, barki. Od północy zalega na niebie ciemnogranatowa
chmura.
W messie odezwała się szantą komórka Natki….
Po trzech tygodniach tego rejsu, czytając Buzana :”Mapy myśli” doświadczyłem
zapierającego dech w piersiach oderwania od tożsamości ostatniego
ćwierćwiecza. Jakbym był połową Arktyki, która oderwała się od stałego
lądolodu i dryfuje na południe. Jakby ojczyzna pod flagą Gabrieli zostawała za
rufą transatlanyka….
Jakby ciężar przygniatający planetę
ustąpił…
Zdarzyło się w ostatnich dniach, że stan bezsłownej percepcji tu i teraz,
powiedziałbym mało dualny, uznałem za moją prawdę .
Ucieszyłem się chmarami ptaków morskich na podejściu do Świnoujścia.
Ucieszyłem się statkami na redzie,
barkami wywożącymi urobek z pogłębianego dna
nowego portu. Wieczorem majestatyczne promy szły Świną jeden za drugim .
Tego nie widziałem w szwedzkich szkierach, na Bornholmie. Nawet ruty były
pustawe. Na Christianso było bardzo mało
ptaków; widziałem samotnego łabędzia i chore , albo padnięte głuptaki.
To samo na Utklippan
Tylko rankiem gdy odchodziliśmy od nabrzeża Christianso,
znad koszarów wylatywała nad nas wielka mewa, egzotyczna niczym albatros.
I było tam dużo fok. Jak nigdy. Dwie wylegiwały się na najdalszych od wyspy
skałkach, inne wychylały głowy z wody, to tu o tam.
Nieudomowione zwierzęta
unikają nas ludzi, bo je zabijamy. Daleko od ludzi czułem się na małych
wysepkach; Rodhamn i Utklippan.
Piramidki z kamieni na nadbrzeżnych skałach Rodhamn, powyżej 60 stopnia
szerokości geograficznej, były jak wyzwanie wobec Natury; patrz jaka jest potęga
naszej inteligencji; co możemy zrobić z elementów skomponowanych do tej pory
wedle twoich reguł, Naturo!
Trenowaliśmy tam w altance naprzeciwko tawerny prowadzonej przez
drobną piękną kobietę, matkę dwojga dzieci, malarkę idącą za Turnerem, pracującą
na żaglowcach .
W skałach Utklippan żyjących w wielowiekowej interakcji z morzem i
powietrzem Ziemi sens domów budowanych z kamieni, we wnękach miedzy głazami był
mocny. Te domy chroniły przed Naturą,
ale nie oddalały od śmierci. Co znaczyło tam przejście przez drzwi, z otoczenia
głośnego wiatrem, łomotem fal do wnętrza – cichego i ze spokojnym powietrzem?
„Nasze (ludzi przypływających
z jogą) głazy” na Christianso nie przyjęły mnie w medytacji. Zamknęły się w
swej mocy w sobie i krzywo patrzyły na mnie siedzącego na ich powierzchni. Dopiero
gdy wstawałem uśmiechnęły się do mnie; obiecały przyjęcie o ile będę na nich
praktykował jogę.
Gdy oddalaliśmy się od Christianso, dziwiło mnie
jak siedlisko ludzi , tak urocze architektonicznie niczym nasz Kazimierz nad
Wisłą, powstało prawie trzy wieki temu i
przetrwało tyle lat, zim i wojen.