Piszę te słowa trzy tygodnie po rejsie. Dziś Iza jest po wycieczce do Wenecji, Gosia pakuje płetwy na rejs s/y Borhardtem. Krystyna ratowała mienie przed powodzią, ja poddaję się energiom Prywatnego Domu Pracy Twórczej w rodzinnym Świdrze. Siostry Williams? Piotr, Andrzej….. z cała pewnością są w innych miejscach Ziemi niż pokład s/y Floggera. Doświadczenia z rejsu mieszają się nam z doświadczeniami aktualnymi. To se ne vrati.
Czasami „wybija „ mi na powierzchnię poczucie pędu „masy żaglowej” z nas i Floggera. Jest Power! Jest czad! Odtworzenie rejsu przywraca mi świeżość percepcji, ekscytację tym co się dzieje.
W kontekście lądowego tempa przeżywania ,
ilości lądowych wrażeń - rejs
był od początku do końca „mocną jazdą bez trzymanki”.
Z biegłością wygi smartofonowego, płynnie wyjmującego aparat,
otwierającego klapkę, przeciągającego palcem po ekranie – oddaliśmy cumy,
wybraliśmy kotwicę i jechaliśmy już równo na punkt. Bay, bay Poros.


Piotr rozdzielał po ludziach, po
równo, swój dobry nastrój.
Poranek miał coś z dnia ślubu
dojrzałej młodej panny .
Poterkotaliśmy co nieco i o 10.48, po dwu „zarzuceniach”. staliśmy 12 m od wysepki Dorousa.

Poterkotaliśmy co nieco i o 10.48, po dwu „zarzuceniach”. staliśmy 12 m od wysepki Dorousa.
Gosia myknęła igrać z fauną podwodną.
Mery i Gabi cieszyły się jak dzieci w wodzie. Krystyna wzięła w posiadanie wyspę; przykryła ją całym ciałem. Piotr po gospodarsku jako lew morski łypał okiem znad wody, posapując znacząco.

Andrzej troskliwie ale jednak, wypchnął pisklę (kaczuszkę?) w lazur wody podbity białymi skałami.


Ja przez chwilę odtwarzałem z dzieciństwa skoki „na bombę”.

Mery i Gabi cieszyły się jak dzieci w wodzie. Krystyna wzięła w posiadanie wyspę; przykryła ją całym ciałem. Piotr po gospodarsku jako lew morski łypał okiem znad wody, posapując znacząco.

Andrzej troskliwie ale jednak, wypchnął pisklę (kaczuszkę?) w lazur wody podbity białymi skałami.


Ja przez chwilę odtwarzałem z dzieciństwa skoki „na bombę”.
Powietrze świeciło, białe skały grzały
słonecznym ciepłem, woda promieniowała
migotliwie.
I w drogę…… Nikt
nawet słowem się nie zająknął – jak daleko???……zanurzyliśmy się w dzień, w trwanie chwili, w płynięcie.
Andrzej zajął stanowisko medytacyjne na
dziobie. Oparty o ponton , patrzył przed siebie…….. Wyglądał jakby był
odwieczną częścią tego krajobrazu.
Jacht trwał, świat trwał, my pogodzeni z trwaniem…..
Andrzej był w tym ! Wow !!!!!! Rejs pięknie zaowocował!
http://www.joga-joga.pl/pl157/teksty781/joga_na_rejsie_jachtem_morskim_dwuglos_malgorzata
Nieśpieszne rozhowory kokpitowe , bujających
się na falach, Grecja jako taka, utrzymywały
średni poziom hormonów szczęścia …
Aż tu nagle Iza postawiła nogę na siedzeniu !!!! ????
Milczenie ciżby majtków zjeżdżało do poziomu
poniżej niskiego.
Iza stanęła na obu nogach, na
siedzeniu !!!!!!!!!!!!!!
Nabożna cisza powoli wzbogacała się o
zdziwienie….. niebotyczne!
Iza usiadła na nadbudówce !!!!!!!!!!!!!
OOOOOOOOOOOOOOOOO !!!!!! ----
westchnienie poszło po niepoliczalnych tłumach
I tak trwaliśmy zahipnotyzowani plecami Izy,
wtopionymi w błękitne niebo, wysoko nad nami
. Biały kabelek smartofona z prawego ucha nie pomniejszał
podniosłości sakralnej chwili…
Piotr, w zamyśleniu, raczej do siebie
niż do nas wyszeptał: „ Właściwie to kocham rap grecki…..”
- To Grecy rapują ? chciałbym to
usłyszeć ….nie mogłem przestać się dziwić.
http://www.youtube.com/watch?v=lnB75up4h50
Nie przypomniałem
sobie z mapy planu wejścia do kanału. Pamietałem wrażenia z poprzedniego postoju w nim. Wtedy na pustym placu,
wygwizdowie, gadaliwy Grek sprzedawał z wiadra osmiornice, kalmary. Tym razem
rozpoznawałem co gdzie jest, zbliżajac się powoli do nabrzeża.
Zdziwiłem się jak Flogger
wrażliwie reaguje na słaby zefirek.
Dobiłem za drugim podejsciem.
Piotr uiszczał, ja zakałdałem
springi, odkręciłem wlew do zbiornika paliwa, Gosia patrzyła za cysterenką na licznik. Andrzej z potomstwem
wyparowali. Dziewczyny penetrowały zakamary.
Żar przyduszał. Płaszczyzna jasnoszarego nabrzeża pałała światłem pustyni.
Otworzyli! Zrobiło się zamieszanie
wsród jednostek najróżniejszej maści. Wyplywajacych,
wpływajacych. Jechałem na twardziela.
Drobiazg śmigał na boki.


Kanał
12. Max 6 knotów. Precyzyjnie po
prostej. Załoga podziwia.
Jedni przeżywają imponujące dzieło minionych
pokoleń, inni wykorzystują je jako
niezłe tło do lansowania wdzięków swych.
Pamiętam gołębie
gnieżdżące się nad lustrem wody,
trzepoczące skrzydłami. W tym
sztucznym kanionie wieją jego wiatry. Ptaki w nich się odnajdują….
Grube konopne liny zwisające od
powierzchni ziemi. Otwory wnęk i korytarzy?
Foliówka , która może się wkręcić w śrubę.
http://www.sportwizja.pl/film/17824/peter-besenyei-przelecial-przez-kanal-koryncki-/
. Uf! Narodziny!
Wyszliśmy ze ścian kanału na „szeroki przestwór oceanu”, czyli przez
awanport kameralnej duńskiej osady na patelnię przed
wielkomiejskimi brzegami.


.Imho, potężne góry po prawej spokojnie demonstrują swą
potęgę, dają wielki obraz smakowitego malarskiego mięcha.



Dyr, dyr, lekko w lewo i dymamy(
nie obrażając uszu pań) prosto w punkt. Takio.
Jak staniemy?
- pyta Piotr z odbijaczami w ręku. A ja znów
nieprzygotowany.
- gdy wjedziemy zorientuję się i
powiem gdzie dać odbijacze – ja.
Ależ wielki basen, jakie
puchy!!!!
Odbijacze na lewą burtę ! Wędkarze,
tata z synem , rodzinka z paniami wędkarkami. Udało się przywrzeć do
brzegu między dwoma stanowiskami
wędkarskimi.
Grecka pustka szerokiego falochronu trąciła z
lekka zapomnieniem przez……Kogo?. Nawet przez ducha późnego słonecznego popołudnia na końcu świata?
Grupa Andrzej, dziecię, jak zwykle
anihilowała się. Piotr nie zdążył
dokończyć ostrzeżenia: tu nic nie ma…..
a ich już nie było. To dezercja, czy błyskawiczna akcja wywiadowcza?
Chciałeś potrenować cumowanie rufą?- Piotr.
Wow! – zareagowałem z wdzięcznością.
Kupiony- zatopiony.
Testowałem orientowanie się na punkt przed dziobem, jadąc do tyłu. To się nie sprawdziło .
Dyskusja: -Nie zawsze jest taki dobry punkt.
- W tej wersji
są momenty utraty świadomości
całości otoczenia i jachtu. To momenty odwracania głowy. Odwracając kilka razy głowę, części ciała,
robię niekontrolowane ruchy kołem sterowym .
Gosia i Krystyna koiły moje nerwy siedząc ciężko na wielkich pachołkach, zatopione
w rozmowie, niczym archetypowe kobiety rybaków oczekujące na swoich mężów i ojców wracających z połowem
, z morza……
Odbierały cumy. Piotr udzielał korekt po
manewrze.
https://www.youtube.com/watch?v=5BdGU6b1C-U
Zmierzch wszystko co żywe wgniatał
coraz mocniej w Matkę Ziemię. Mery umościła sobie łóżeczko na asfalcie pod burtą.


Zwiadowcy wrócili: zero atrakcji-odmeldowali.
Polatałem na bosaka po
chropowatościach zakładając cumy i
springi
Wędkarze się zbierali. Przechodnie
przyśpieszali do nocnego festynu. Bujne dziewczyny skandynawskie tańczyły na
jachcie przed nami, pod basowe disco. I
we mnie energie nabrzmiały; powolutku odszedłem dziobem i w rurę! 3000
obr./min” ! Dziób poszedł w górę. Machały nam
rękami. Była synchronia! Odbijaczowi
zsunęli się na rufę , wrzucając w
locie odbijacze do bakist.
Wachty po dwie godziny! Zarządził Piotr. Światła miasta po lewej ciągnęły się kilometrami.
W ciemnościach nocy ciągle mi się zdawało że płynę rzeką. Falki chlupotały
dokładnie jak opisywał Mark Twain. Nawet
mocny smak cukierków anyżkowych nie weryfikował złudzenia.
Krystyna westchnęła :piękna jest Missisipi
nocą…. I te meteory….. Płynęliśmy w wacie parnego powietrza, w ciemnym niebie i w wodach Zatoki Korynckiej. Ja jacht, Natura……
Kolego! - szturgnąłem śpiącego Piotra, pięć minut ,
czterdzieści trzy sekundy po godzinie zmiany wachty. Wyskoczył jak
oparzony z otchłani innych wymiarów rzeczywistości- jaką mamy sytuację ? -
rzucił , chyba zanim pomyślał……..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz